Z ODROBINĄ CZUŁOŚCI O DALEKOWZROCZNOŚCI.

Wraz z wiekiem, najczęściej po 40-tce, nasz wzrok (i nie tylko ) zaczyna płatać nam figle. Niby wszystko dobrze widzimy, ale przychodzi moment, gdy okazuje się, że ręce wydają się zbyt krótkie, a tekst w książce lub na monitorze komputera robi się mocno zamglony. Różnie sobie radzimy z tą pierwszą oznaką starzenia… Niektórzy z miejsca ruszają do okulisty i po odkryciu rozmiarów swojej wady, korygują ją okularami. Jest jednak spore grono i niestety przodują tu kobiety, które odwleka ten moment bardzo długo, najczęściej do jakiejś spektakularnej wpadki. Nie zamierzam absolutnie oceniać, która postawa jest lepsza. Fakt jest taki, że nie ma na to lekarstwa i prędzej czy później, na naszym nosie lądują okulary.

W moim przypadku, odkrycie, że jestem w gronie dalekowidzów, nie było żadnym traumatycznym przeżyciem. Początkowo wada była znikoma i wymagała tylko trochę wysiłku mięśni oka, by ją korygować. Niestety, przy dłuższym czytaniu miewałam nieprzyjemne bóle głowy i to zmobilizowało mnie do profesjonalnej wizyty okulistycznej. Zakup pierwszych okularów okazał się dużym wyzwaniem. Jakie wybrać? Oryginalne czy klasyczne? Kiedy zobaczyłam gigantyczny salon z setką oprawek, ugięły się pode mną nogi. Po długich przymiarkach, postawiłam na odjazdowe, czerwone oprawki ALAN MIKLI. Niestety nie mam w nich żadnego zdjęcia, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że nie było takiej możliwości, by mnie w nich nie zauważyć. Okulary stały się wtedy ważnym elementem mojego stylu i tak zostało praktycznie do dziś. Moja kolekcja korekcyjnych oprawek z biegiem lat powiększa się. Niewątpliwie pomaga w tym współpraca z super firmą ALBERT I’M STEIN. Po każdej kolejnej sesji jestem bogatsza o nowe odjazdowe okulary…

Dalekowzroczność, mimo że jest postrzegana jako wada, posiada sporo zalet. W moim przypadku, pierwszą i najważniejszą, jest oczywiście możliwość kolekcjonowania okularów i wykorzystywania ich w stylizacjach. Fakt, że coraz mniej widzę z bliska, również uważam za błogosławieństwo, bo po co aż tak dokładnie widzieć pojawiające się kolejne zmarszczki i inne zmiany zachodzące w naszym ciele. Kiedy patrzę bez okularów na swoje odbicie w lustrze, myślę, że jest całkiem dobrze i tej wersji staram się trzymać. Trochę mój spokój burzy zerkanie w lusterko powiększające, którego potrzebuję do robienia makijażu, ale na szczęście to tylko chwila o poranku. Przez resztę dnia spoglądam na siebie łaskawym, dalekowzrocznym okiem.

Dalekowzroczność kojarzy mi się także z doświadczeniem. Umiejętność sięgania do przeszłości i korzystania z własnych przeżyć jest wspaniałym drogowskazem w życiu. Dzięki niemu, na kilometr wyczuwamy kogo lub czego powinniśmy unikać i doskonale wiemy, co wydarzy się dalej. Jak każda dalekowzroczność i ta przychodzi z wiekiem… Zauważyłam też ostatnio, że z wielką przyjemnością i łatwością wspominam różne zdarzenia z dalszej przeszłości, a jakoś trudno mi sobie przypomnieć, jak spędziłam ostatniego Sylwestra. Być może ma znaczenie, że nie przepadam za tym świętem, ale… czy na pewno tylko o to chodzi😜?


Przyszło mi do głowy, że można by spokojnie stworzyć takie pojęcie jak dalekowzroczność mentalna. Jej istotą byłoby niedostrzeganie na co dzień denerwujących drobiazgów, tylko skupianie na rzeczach istotnych, mających realny wpływ na nasz komfort oraz dobre samopoczucie. W przypadku takiej „wady” nie obawiałabym się jej pogłębienia, a wręcz tego oczekiwała 😋.

Jako optymistyczny dalekowidz, oczywiście najchętniej sięgam wzrokiem daleko do przodu. Nie stronię również od grzebania w zamierzchłej przeszłości. Kiedy już to robię, staram się wracać do fajnych momentów, a jeśli nawet dopadnie mnie wspomnienie jakiejś porażki, przypominam sobie jak wyszłam z tej opresji i czerpię z tego wielką siłę.
Wiele osób mówi mi, że jestem urodzoną optymistką. Z pewnością coś w tym jest. Każdy z nas ma wrodzone predyspozycje i swój własny sposób postrzegania świata, ale z mojego doświadczenia wiem, że można nad tym trochę popracować. Ponieważ jesteśmy w temacie optyki, chciałabym Wam zdradzić sposób na poprawienie naszego widzenia rzeczy dobrych. Przeczytałam o nim kilka lat temu, w wywiadzie z bardzo znanym psychologiem szczęścia. Zasada wydaje się dość prosta i łatwa do zrealizowania. Wystarczy każdego wieczoru, tuż przed zaśnięciem pomyśleć o 5 fajnych rzeczach, które spotkały nas tego dnia i za które możemy być wdzięczni. Przyznam, że pomimo mojego optymizmu, na początku miałam kłopot z wyszukiwaniem pozytywów. Umysł skupiał się bardziej na rzeczach, których nie udało mi się zrobić lub na obowiązkach kolejnego dnia. Po pewnym czasie odkryłam, że jest mi coraz łatwiej wymienić przyjemne rzeczy, które mnie spotykały i nie wynikało to wcale z faktu, że nagle w moim życiu zaczęły się dziać jakieś niestworzone historie. Jedyne co się zmieniło, to sposób w jaki zaczął pracować mój mózg. Jego optyka ustawiła się na wyszukiwanie dobrych rzeczy i momentów, które z przyjemnością mogłam odtwarzać przed snem. Polecam Wam taki trening, bo sprawia, że wyostrza się wzrok na otaczające nas dobro i nie są nam wtedy wcale potrzebne ani różowe, ani korekcyjne okulary 😋 .
Na koniec chciałam jeszcze dodać, że taki sposób myślenia i widzenia warto zastosować w stosunku do nas samych. Skupianie się na zaletach pomaga ogromnie w osiągnieciu samoakceptacji, a jak wiadomo,  jest ona podstawą w kreowaniu własnego stylu…

Moje Drogie Silverowiczki,
Mam nadzieję, że dzisiejszy wpis był dla Was miłą odmianą… Nie mogłam się jakoś zebrać do zrobienia sesji, a w archiwum nie miałam żadnej przystającej do aury stylizacji. Cały czas czekam na przebudzenie wiosny i jej cieplejszą odsłonę, by zrobić w końcu świeżego look’a bez zimowych płaszczy i akcesoriów. Liczę, że nastąpi to już niebawem… Muszę przyznać, że pisanie bez zdjęć okazało się dużo trudniejsze niż myślałam. Dajcie znać, czy lubicie takie wpisy, czy może lepiej trzymać się sprawdzonej formuły.

Do nastepnego razu,
SIWA 💋💋💋

 

 

Możesz także polubić

14 komentarzy

  1. Siwa! Dzięki za tekst i fajne zdjęcia, pokazujące różnice w wyglądzie w zależności od okularów. Taki inny vibe się pojawia:)

    Do Saby – no ja akurat jestem malkontentem, a tu mi się podoba.

    Okulary pierwsze miałam w przedszkolu. Ale na co dzień zaczęłam nosić na studiach, poza domem. Teraz mam trzecią serię progresywnych. Na daleko ok. Ale na blisko w żadnych szkłach nie widzę dobrze. Jest tak od dłuższego czasu i nowe, zwiększone moce też nie dają komfortu. Próbuję myśleć, że tak musi być. Tylko pracę utrudnia, bo u mnie monitor i drukowane litery też, w dużych ilościach. No i zdarza mi się szyć i wiem już po co jest automatyczne nawlekanie igły w maszynie (które mi się zepsuło).
    Świetne jest jednak to, że ktoś kiedyś wymyślił okulary i że są coraz lepszej jakości. Oprawki też można wybrać, jakie się chce i dobrze wyglądać.

    pozdrawiam wiosennie, choć za oknem ciągle trochę śnieg straszy.

    1. Witaj Agnieszko,
      Bardzo się cieszę, że spodobał Ci się inny vibe na blogu 🙂 . Niektórym okulary towarzyszą praktycznie przez całe życie. Kiedy czytałam Twój komentarz, dotarło do mnie, jak lekko podeszłam do tematu. Nie mam jeszcze dużego problemu z widzeniem dali, więc szkła progresywne, w moim przypadku, są pieśnią przyszłości. Niedowidzenie zmarszczek jest oczywistą zaletą, ale masz rację, że nawlekanie igły i inne precyzyjne czynności ze słabym wzrokiem nie są już żadną przyjemnością, niestety…
      A propos malkontenctwa, coś mi się zdaje, że nie jest z Tobą wcale tak źle, skoro podoba Ci się blog, na którym narzeka się jedynie na powielanie bez sensu stylizacyjnych stereotypów, no i może troszkę na pogodę, bo tak, jak zauważyłaś, wiosna nie jest wcale piękna i radosna 🙂
      Pozdrawiam Cię serdecznie,
      SIWA

    2. Agnieszko, sądzę, że nie jesteś malkontentem i zbyt surowo siebie oceniasz. Może to po prostu jeszcze zimowa chandra? Głowa do góry idzie wiosna i szczepienia 🙂

  2. Okulary.. ich zakup wciąż przede mną (mam jedne od ponad 20 lat, ale świetnie sobie bez nich radzę ;D ) Oprawki mam już nawet wybrane…
    To chyba Cię nie dziwi, bo a propos dalekowzroczności wiesz, że lubię mieć plan 😀 Życiowo; jestem na etapie samoakceptacji, z czułością robię wgląd w siebie i myślę że do siebie dorosłam; pokochałam zalety, zaakceptowałam wady. Zawsze pamiętam o jednym „życie jest jak lustro, samo się do Ciebie nie uśmiechnie”

    1. Witaj Pati,
      Kochana, nie znam nikogo, kto byłby tak dalekowzroczny jak Ty i to w najdrobniejszych szczegółach. Podziwiam szczerze Twoją umiejętność planowania i egzekwowania wszystkich założeń. Często z niej korzystam, jako uczestniczka różnych, organizowanych przez Ciebie wydarzeń. Mój sposób planowania opiera się głównie na spontanie, no chyba, że chodzi o kolejne stylizacje na blogu 😉 W tym przypadku, głowa pracuje mi na najwyższych obrotach i zawsze mam pomysły na kilka tygodni na przód.
      Moment, w którym udaje nam się osiągnąć samoakceptację jest szalenie wyzwalający i pozwala uśmiechać się do siebie w każdym lustrze 🙂
      Buziaczki,
      SIWA

  3. Świetny wpis 🙂 Bardzo mi się podoba -wartościowa chwila, pozwalająca obcować z twoją miłą, pełną dobrej energii naturą, a co może być lepszym dodatkiem do twojej urody i stylu? Podoba mi się ta technika „na dobry sen”; właściwie ją znam, bo wieczorna modlitwa powinna składać się z podziękowań a nie próśb, tak myślę 🙂 Ale czasem trudno coś wynaleźć w tym smutnym czasie, więc masz rację: warto codziennie ćwiczyć! Niech radary się przestawią na to co Dobre. Buziaki.

    1. Witaj Aldonko,
      To miło przeczytać, że spodobał się wpis osobie, która na co dzień zajmuje się pisaniem 🙂 Zawsze wiedziałam, że nie jest to łatwe, ale gdy się z tym zmierzyłam, jeszcze bardziej nabrałam szacunku do osób utrzymujących się z pióra… Mam nadzieję, że podobnie jak z wyszukiwaniem pozytywnych rzeczy, dojdę w końcu do wprawy i kolejne treściwe wpisy będą mi przychodzić z wiekszą łatwością. Trening czyni mistrza 🙂
      Buziaczki,
      SIWA

  4. Jest chyba tak, jak to mówią: „swój swego znajdzie”. Dlatego mam wrażenie, że Twój blog przyciągnął nie tylko osoby podobnie widzące styl czy modę, ale również z podobnym usposobieniem i nastawieniem do życia. Malkontenta nie zaciekawią pozytywne wpisy i radosne podskoki Siwej. Stylowego ignoranta nie przyciągnie Twoje poczucie smaku i artystyczna zabawa modą. To miejsce zbliża estetycznych wrażliwców z nadwzrocznością w wielu dziedzinach życia, co to widzą więcej, czują bardziej, słyszą wyraźniej i chcą częściej. Także takiej odmiany, jak ten dzisiejszy wpis;)
    I tak to optymistycznie zakończony dzień, niech będzie zapowiedzią udanego niedzielnego poranka:)
    Tego życzę wszystkim tutaj.
    Pozdrawiam Cię Ago, całusy.

    Ps. Mam wrażenie, że nie ma oprawek, które by Tobie nie pasowały:) We wszystkich super!

    1. Witaj Sabo,
      Masz rację, że działa tu niewątpliwie siła przyciągania… pozytywnej energii. Wizja, że blog jest jej katalizatorem, bardzo miło wpływa na moje samopoczucie. Zgadzam się z Tobą, że Silverowiczki tworzą fajną ekipę, która pod wieloma względami jest wyjątkowa. Nawet nie potrafię opisać, jak jestem szczęśliwa, że udało mi się stworzyć takie miejsce, w którym możemy się spotykać. Szczególnie dumna jestem z naszej „komentarzowej” korespondencji. To tak naprawdę drugi blog… Choć z wieloma z Was dzieli mnie sporo kilometrów, jak jest właśnie w Twoim przypadku, mam wrażenie, że podczas pisania komentarzy jesteśmy bardzo blisko. To jeden z największych bonusów z prowadzenia bloga… Jest to niewątpliwie powód do wdzięczności i jednocześnie najsilniejszy motor do dalszego pisania i tworzenia 🙂 .
      Uwielbiam okulary i chyba rzeczywiście dzieje się to z wzajemnością 🙂 Diego, właściciel firmy Albert I’m Stein twierdzi, że mam uniwersalną twarz i praktycznie wszystkie kształty oprawek wyglądają na mnie dobrze. Jednak za mój największy atut uważa włosy, które pasują do każdego koloru i stylu. Sporo w tym prawdy, bo neutralne włosy powodują, że mogę eksperymentować nie tylko z oprawkami okularów, ale także różnymi zestawieniami kolorystycznymi w stylizacjach.
      Miłego i pozytywnego tygodnia 🙂
      Buzaiczki,
      SIWA

  5. No pewnie , że lubię takie „treściwe” wpisy zwłaszcza te pod którymi mogę się podpisać. A tak jest tym razem. Też jestem okularnicą i optymistką więc doskonale odczytałam wszystkie smaczki. Zdycham po szczepionce z gorączką itp. więc lotność wypowiedzi mam w zaniku ale jestem dumna bo dałam radę cokolwiek napisać. I to będzie zdecydowanie jeden z moich dzisiejszych sukcesów dnia. Uściski D.

    1. Witaj Dorotko,
      Cieszę się, że spodobał Ci się treściwy wpis. Wbrew pozorom jego napisanie zajęło mi znacznie więcej czasu niż jakikolwiek dotychczas opublikowany… Optymizm pozwala żyć w jaśniejszym i weselszym świecie, dlatego napawa mnie ogromną radością fakt, że mam wokół siebie i na blogu takie wspaniałe Silverowiczki, które jak ja, idą przez życie z uśmiechem na ustach. Za to mogę być wdzięczna codziennie, nie tylko dzisiejszego wieczoru przed snem 🙂
      Buziaczki,
      SIWA

  6. Cześć Aga,

    kocham Twoje teksty, więc proszę o więcej. Ciekawa odmiana i tak optymistyczna, że nie tylko w dobie pandemii oraz niekończącej się zimy serce rośnie. Ja też jestem nieuleczalną optymistką i uważam że życie jest po to aby sie nim cieszyć. Wybrałaś wspaniałe zdjęcia i na każdym wygladasz pięknie, a okulary to tylko mały dodatek. Może dobrze, że było ich tak niewiele, bo nie ilość, a jakość sie liczy i bardziej zapadają w pamięć. Ten wpis to bardzo miła alternatywa, więc czasem rób nam taką przyjemność.

    1. Witaj Joanno,
      Kochana, to dzięki Tobie odważyłam się na ten nietypowy wpis. Bardzo dobrze mi robią Twoje pozytywne kopniaki i duża dawka motywacji do pracy nad blogiem. Dziękuję za Twoje wszystkie wskazówki i celnie postawione pytania. Dobrze mieć blisko siebie osobę, która wypchnie mnie z mojej strefy komfortu i zmobilizuje do wysiłku, na który nawet nie wiedziałam, że mnie stać.
      Buziaczki,
      SIWA