W końcu nadszedł ten dzień i mogę Wam zaprezentować stylizację bez wyciągniętej ręki z telefonem :). Nie jest to szczyt moich marzeń, ale zawsze jakaś poprawa. Cały czas myślę o bardziej profesjonalnych zdjęciach. Może w plenerze? Zobaczymy…
Dzisiejsza stylizacja jest w moim ulubionym, kolorystycznym zestawieniu SilverBlack. Mam nadzieję, że jeszcze Wam się nie znudziło ;).
Zrobiło się naprawdę zimno i szalowe szaleństwo jest jak najbardziej na miejscu. Wiem, że każda z nas ma swoje słabości. Ja zdecydowanie mam kompletnego bzika na punkcie dodatków. Buty i torebki występują u mnie w ilościach hurtowych. Kiedy jednak chodzi o szale, to jestem w prawdziwym szale :). Tu zdecydowanie potrzebny jest lekarz. Ciężko nad tym pracuję i jakimś cudem udaje mi się nawet oprzeć pokusie kupna kolejnego do mojej kolekcji. Być może została już osiągnięta tzw. masa krytyczna i niewiele jest mnie w stanie zaskoczyć?
W dzisiejszej stylizacji w rolach głównych występuje szal-chusta w szaro-czarną kratę. Nie pamiętam z jakiej jest firmy, bo odrazu odcinam wszystkie metki, ale został kupiony w jakimś sieciowym sklepie. Nie sądziłam nawet, że tak długo będzie mi służył. Skład raczej nie napawał optymizmem, ale życie pełne jest niespodzianek i wygląda na to, że szal będzie ze mną jeszcze kilka sezonów. Szarość kraty ładnie współgra z kolorem płaszcza. Ponieważ mam tendencję do kupowania za dużych rzeczy, płaszcz jest w rozmiarze 44. Dzięki temu mogę pod niego upchnąć naprawdę dużo warstw i ubieranie na cebulę nie stwarza mi żadnego problemu. Pod kolor płaszcza dobrane mam także skarpety :). Jak szaleć, to szaleć!
Bez szala można się lepiej przyjrzeć fasonowi płaszcza. Jest uszyty z grubego i ciepłego materiału z dużą zawartością wełny. Ma nisko wszyte rękawy, co jest bardzo korzystne, gdy mamy pod spodem duży, oversize’owy sweter lub dużo warstw. Zapinany na jeden guzik, równie dobrze wygląda nonszalancko rozpięty, jak i zawiązany w talii.
Gdyby temperatura podskoczyła o kilka stopni, mogłabym śmiało zrezygnować z jednej warstwy mojej „cebulki”. Pod płaszczem zmieściłam bowiem wełnianą marynarkę RUNDHOLZ, a pod nią ciepłą kamizelę SARAH PACINI. Jeszce tylko szal w kratę i stylizacja gotowa.
We wnętrzu tyle warstw, to zdecydowanie zbyt wiele. Można zdjąć kamizelę i zostać w samej marynarce z szalem.
Albo zostawić tylko cienki, szary golf H&M i otulić się szalem.
Cienka wełna, z której jest golf, pozwala na swobodne manewrowanie jego długością. Dla kobitek, którym zależy na zakrytej pupie jest wersja puszczona luźno. Te, które chcą wydłużyć sobie nogi ( oczywiście optycznie) muszą pomyśleć o włożeniu sweterka, choćby tylko z przodu, do środka spodni. Różnicę widać gołym okiem.
Do mojej szafy ostatnio trafiły dwie nowe rzeczy z SARAH PACINI. Jedną z nich jest kamizela, którą widzicie na zdjęciach poniżej. Jest fantastyczna. Zdarzają się takie ciuchy, które są mega „ubierające”. Wiem, że brzmi to jak masło maślane, bo ubrania muszą być ubierające. Mam jednak na myśłi, że są ubrania, które ożywiają naszą szafę i dają mnóstwo możliwości bardzo różnorodnych stylizacji. Ta kamizela jest właśnie taką rzeczą. Wydaje mi się, że pasuje do wszystkiego;).
Można ją opuścić zalotnie z ramion, co je trochę optycznie poszerzy, szczególnie gdy pod spodem będzie jaśniejszy sweter. Kiedy wciągniemy ją na ramiona, będzie nam się wydawało, że są dużo węższe niż w rzeczywistości. Ja zdecydowanie wybrałam ten drugi wariant, bo ramiona raczej u mnie szerokie.
Jak łatwo zgadnąć, cały dzień w pracy spędziłam w nowej, super kamizeli, otulona dodatkowo moim kraciastym szalem. Wygodny i stylowy look.
Na koniec są zdjęcia, które niestety zdradzają moje lekkie(?) szaleństwo. Wersja na babuleńkę i wersja a’la Vivienne Westwood, która uwielbia kraciaste, odjazdowe spódnice.
Tym sposobem doszłyśmy do końca szalonego, szalowego wpisu. Mam nadzieję, że był ciekawy i lepiej się go oglądało dzięki nowym zdjęciom.
Dajcie znać w komentarzach, czy i Was ogarnęło szalowe szaleństwo?
Chętnie się dowiem jakie są wasze ulubione.
Gładkie czy wzorzyste?
Grube czy cienkie?
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego razu,
szalowa SIWA
A dla mnie na pierwszy plan wysunęła się kamizelka. Dawno nic tak mnie nie zauroczyło, ale to już wiesz 🙂 Moja miłość do szali, nie jest już tak szalona jak kiedyś, ale bardzo pozytywnie oceniam Twoje szaleństwo a’la Vivienne Westwood.
Tak, bardzo poproszę! Szelki już się pojawiały – wiem, że je masz i lubisz 🙂
Ja też je lubię i niedawno śliczne nabyłam… ale jak je najlepiej wykorzystać? Poczekam cierpliwie na twoje pomysły…
Namawiam też wszystkie fanki Agi do zostawiania komentarzy na blogu: to wspaniała okazja, by dostać garść spersonalizowanych rad! I to od świetnej stylistki 🙂
A propos jednego dodatku. Mam prośbę o post obracający się wokół innego jeszcze… SZELKI. Mam wreszcie szałowe szelki! Dałaś mi w związku z nimi parę dobrych rad, ale chciałabym mieć miejsce, gdzie one będą zebrane razem i zawsze da się do niego wrócić…A zatem, szelki? „Wydatek mały, pożytek wielki”? 😉
Witaj Aldonko,
Jak zwykle, zaczynam od podziękowań za komentarze. Marzy mi się, że rozpiszą się także pozostałe czytelniczki i równie chętnie będą się dzielić swoimi przemyśleniami.
Rozumiem, że szelki są kolejnym wyzwaniem? Ok, ale potrzebuję trochę więcej czasu, żeby zebrać materiały i wymyślić stylizację, która ładnie by zaprezentowała, jak największą liczbę możliwości. To jest naprawdę duże wyzwanie, ale jak wiesz uwielbiam je :).
Pozdrawiam cieplutko,SIWA
Jesteś szałowa 🙂 Szalo-chusta świetnie się sprawdza, robi z zestawienia szaro-czarnego ĺcoś kolorowego”. Podziwiam, ile kombinacji wymyśliłaś wokł jednego dodatku!
By continuing to browse this site, you agree to our use of cookies.
5 komentarzy
A dla mnie na pierwszy plan wysunęła się kamizelka. Dawno nic tak mnie nie zauroczyło, ale to już wiesz 🙂 Moja miłość do szali, nie jest już tak szalona jak kiedyś, ale bardzo pozytywnie oceniam Twoje szaleństwo a’la Vivienne Westwood.
Tak, bardzo poproszę! Szelki już się pojawiały – wiem, że je masz i lubisz 🙂
Ja też je lubię i niedawno śliczne nabyłam… ale jak je najlepiej wykorzystać? Poczekam cierpliwie na twoje pomysły…
Namawiam też wszystkie fanki Agi do zostawiania komentarzy na blogu: to wspaniała okazja, by dostać garść spersonalizowanych rad! I to od świetnej stylistki 🙂
A propos jednego dodatku. Mam prośbę o post obracający się wokół innego jeszcze… SZELKI. Mam wreszcie szałowe szelki! Dałaś mi w związku z nimi parę dobrych rad, ale chciałabym mieć miejsce, gdzie one będą zebrane razem i zawsze da się do niego wrócić…A zatem, szelki? „Wydatek mały, pożytek wielki”? 😉
Witaj Aldonko,
Jak zwykle, zaczynam od podziękowań za komentarze. Marzy mi się, że rozpiszą się także pozostałe czytelniczki i równie chętnie będą się dzielić swoimi przemyśleniami.
Rozumiem, że szelki są kolejnym wyzwaniem? Ok, ale potrzebuję trochę więcej czasu, żeby zebrać materiały i wymyślić stylizację, która ładnie by zaprezentowała, jak największą liczbę możliwości. To jest naprawdę duże wyzwanie, ale jak wiesz uwielbiam je :).
Pozdrawiam cieplutko,SIWA
Jesteś szałowa 🙂 Szalo-chusta świetnie się sprawdza, robi z zestawienia szaro-czarnego ĺcoś kolorowego”. Podziwiam, ile kombinacji wymyśliłaś wokł jednego dodatku!