Czerwono-granatowy płaszczyk ZARY trafił do mojej szafy ponad dwa lata temu. Nie planowałam absolutnie takiego zakupu. Byłam tylko osobą doradzającą podczas zakupów i bach, zostałam trafiona. Z wielką dozą nieśmiałości, zaczęłam go mierzyć i ku memu zdziwieniu okazało się, że czuję się w nim bardzo dobrze. Cena była wyjątkowo korzystna, co sprawiało, że pokusa była jeszcze większa. Wzbraniałam się, twierdziłam, że nie mam w szafie prawie nic czerwonego ani granatowego i że mam stanowczo za dużo okryć. Już miałam zrezygnować, gdy do akcji wkroczyła moja Córcia, która stwierdziła, że przepięknie w nim wyglądam i koniecznie powinnam go mieć. Z takimi argumentami trudno mi było dyskutować i tak oto płaszcz wylądował w mojej szafie. Jak się później okazało, ten niewinny zakup stał się początkiem mojego wielkiego powrotu do granatu i reaktywacji czerwonych rezerw w garderobie ;).
Pierwsze co rzuca się w oczy w dzisiejszej stylizacji, to brak czapki. Tak, tak, zrobiło się na tyle ciepło, że można zapomnieć o nakryciach głowy. Nareszcie! Nawet nie przeszkadzała mi moja słaba fryzura, kiedy podniosła się temperatura.
Są takie dni, gdy marzymy o mocnym kolorze. Ja uparłam się dzisiaj żeby założyć coś czerwonego. Czułam wyraźny spadek energii i potrzebowałam doładować wewnętrzne akumulatory. Najprostszym sposobem wydawało mi się założenie „energetycznego” swetra, a do niego płaszczyka, który by tą energię jeszcze podkreślił.
Na zdjęciach sweter wyszedł bardzo jaskrawo, ale na żywo wyglądał dużo łagodniej i ładnie komponował się z płaszczem.
Stylizacja z płaszczem dużo zyskała, gdy zdjęłam sweter. Kaszmirowy golf ALLUDE podkreślił granat we wzorze na płaszczu i od razu zrobiło się bardziej szlachetnie. Sprawdziła się stara zasada, że im mniej tym lepiej. Dwa odcienie czerwieni w jednej stylizacji, to stanowczo za dużo… Zapamiętam i postaram się już więcej nie popełnić tego błędu.
Cały dzień w pracy spędziłam jednak w czerwonym swetrze. Świetnie się spisał, dodając mi wigoru. Wiele osób mnie komplementowało, twierdząc, że mają dosyć zimowej szarzyzny i z przyjemnością widzą tak żywy kolor. Od czasu do czasu można zrobić sobie taką energetyczną kurację. Jak widać kolor działa także na innych, nawet gdy nie mają go na sobie. Mnie na razie, na jakiś czas, wystarczy i nie wiem, kiedy znowu sięgnę po tak mocną kolorystykę. Akumulatory chwilowo naładowane :).
Tak prezentują się szczegóły stylizacji.
Cała stylizacja oparta jest na trzech kolorach: czerwieni, granacie i czerni. Ten mały zgrzyt dwóch czerwieni udało mi się po prostu ukryć. Podwinęłam rękawy swetra, a szyję bardziej starannie owinęłam czarnym, kaszmirowym szalem. Ela z przyjemnością podjęła się zadania, udokumentowania mojej lekko nieudanej stylizacji i tradycyjnie wywołała uśmiech na mojej twarzy. Przy tak promiennej Pani Fotograf o dobry humor bardzo łatwo… W końcu, to tylko zabawa modą i nie należy podchodzić do tego zbyt poważnie ani tym bardziej przejmować się, gdy coś nam nie wyjdzie.
Pierwsza wiosenna stylizacja nie była perfekcyjna, choć udało mi się ją trochę poprawić i na koniec uratować. Zabawne, że nie mogłam się doczekać momentu, kiedy będę mogła założyć lżejsze ciuchy, a kiedy ta chwila nadeszła, poczułam się lekko zagubiona przy swojej szafie. Założyć coś kolorowego, a może jasnego lub pastelowego? Tyle możliwości, że można dostać zawrotu głowy, a tu z półek wyziera głównie czerń i szarość. Nadchodzi więc nieuchronnie rewolucja w szafie. Zimowe ciuchy muszą usunąć się w cień i zrobić miejsce na wiosenno-letnie kreacje.
Teraz jednak mam inny ból głowy. Muszę przygotować sobie na jutro „paryską” stylizację. Nie jest to wcale proste zadanie. Szczególnie, że prognoza na poniedziałek zapowiada najchłodniejszy dzień w Paryżu w nadchodzącym tygodniu i ciągłe opady deszczu:(. Jestem załamana, bo chciałam porobić jakieś fajne zdjęcia na bloga. Przy takiej pogodzie może być ciężko. Ponieważ nadzieja umiera ostatnia, łudzę się jeszcze, że prognozy się nie sprawdzą i nie będzie aż tak źle.
Życzcie mi zatem słońca i do następnego razu,
SIWA
Nie wiem czy bardziej energetyczny jest kolor czy Twój (u)śmiech 🙂 Brawo! czekam na paryski szyk
Witaj Pati,
Szkoda,że nie możesz zobaczyć mojego uśmiechu po przeczytaniu Twojego komentarza. Dziękuję.
Buziaki, Siwa
Witaj Agusiu, płaszczyk kapitalny a Twój „rozśmiech” jeszcze fajniejszy, widać że wiosna idzie galopem. Zestaw „podpłaszczykowy” widziałam osobiście, i tak się zastanawiam czy ja nie za często do Was przychodzę, może to już uzależnienie?
Paryża Ci życzę każdego, słonecznego i deszczowego w tym wypadku to nie ma znaczenia Paryż to Paryż. A wyglądać będziesz na pewno super w to nie wątpię. Pozdrawiam i miłego wojażowania. Dorota
Witaj Dorotko,
Jeśli to uzależnienie, to chyba jedno z przyjemniejszych:) Mnie absolutnie nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie uwielbiam, gdy do nas przychodzisz i przynosisz za Sobą pozytywna energię. Doceniam także Twój dystans do Siebie i poczucie humoru. Ja też spokojnie mogę się od tego uzależnić. Tym bardziej, że zawsze trafia mi się dobre słowo od Ciebie i cała masa komplementów:).
Paryż był zimny i deszczowy, ale miło było poczuć choć przez chwilę atmosferę tego miasta. Zrobiłam trochę zdjęć w biegu i właśnie siedzę nad nimi, by jak najszybciej wrzucić parę na stronę wraz z króciutką relacją.
Pozdrawiam, SIWA
„Wesoły szary” to jest to! 🙂 Nie została Wam czasem, Agusia, ciemnoszara czapeczka w butiku? Brakuje mi teraz czegoś na głowę na cieplejsze dni… Głód energii udzielił się i mnie – wyciągnęłam z szuflady amarantowe rękawiczki. A twój płaszczyk jest bardzo prosty, a zarazem bardzo strojny – wielka, zgrabna marynara z atrakcyjnym, grubym, samodziałowym splotem. Dziecko miało rację, warto było! Miałam kiedyś podobny… buroszary 🙂 Twój fajniejszy. A Paryż, nawet deszczowy, super wyjdzie na zdjęciach, zobaczysz!
Witaj Aldonko,
Czapeczki w ciemnej wesołej szarości powinny się jeszcze znaleźć. Jeśli nie zmieni się pogoda, wpadaj. Rzutem na taśmę coś nabędziesz. Masz rację, że do płaszczyka lepiej pasowałoby określenie – marynara, bo tak właśnie na mnie wygląda. No cóż, muszę także przyznać, że już kilka razy posłuchałam rad mojej Córci i jeszcze mi się nie zdarzyło żałować. Dobry i szczery z niej doradca, bo nie tylko chwali, ale potrafi także bez oporów skrytykować nieudany look. Dobrze mieć czasem kogoś takiego ze sobą na zakupach… albo trafić na dobrego sprzedawcę, który chce nam pomóc kupić coś co nas super ubierze, a nie wcisnąć nam coś czego sam chce się pozbyć. O jedno i drugie równie trudno, ale się zdarza:).
Pozdrawiam Cię serdecznie,
SIWA
Taaak, kolory, wlasnie robilam sezonowe remanenty w szafie i poza pewna iloscia letnich jasnych rzeczy reszta jest jak to mawia moj maz w wesolym kolorze szarym, plus troche czerni, granatu i zimne beze. Jakos tak lubie. Ale kupilam sobie niedawno czerwone dlugie kaszmirowe rekawiczki, mam duzy czerwony sweter i pare topow w tym kolorze. Ale ja kocham szary, a poprzednia miloscia byl czekoladowy braz.
Witaj Ewo,
Mnie również bardzo się spodobało określenie „wesoły szary”. Jeszcze bardziej go rozweseli odrobina czerwieni, której nie powinno zabraknąć w żadnej szafie.Trzeba tylko uważać, by z nią nie przesadzić. Odpowiednio dawkowana doda energii nam i naszym stylizacjom. Jeśli chodzi o kolorystykę Twojej szafy, to jest to moja ulubiona. Może w odrobinę innej kolejności, bo raczej króluje czerń:).
Pozdrawiam serdecznie,
SIWA
By continuing to browse this site, you agree to our use of cookies.
8 komentarzy
Nie wiem czy bardziej energetyczny jest kolor czy Twój (u)śmiech 🙂 Brawo! czekam na paryski szyk
Witaj Pati,
Szkoda,że nie możesz zobaczyć mojego uśmiechu po przeczytaniu Twojego komentarza. Dziękuję.
Buziaki, Siwa
Witaj Agusiu, płaszczyk kapitalny a Twój „rozśmiech” jeszcze fajniejszy, widać że wiosna idzie galopem. Zestaw „podpłaszczykowy” widziałam osobiście, i tak się zastanawiam czy ja nie za często do Was przychodzę, może to już uzależnienie?
Paryża Ci życzę każdego, słonecznego i deszczowego w tym wypadku to nie ma znaczenia Paryż to Paryż. A wyglądać będziesz na pewno super w to nie wątpię. Pozdrawiam i miłego wojażowania. Dorota
Witaj Dorotko,
Jeśli to uzależnienie, to chyba jedno z przyjemniejszych:) Mnie absolutnie nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie uwielbiam, gdy do nas przychodzisz i przynosisz za Sobą pozytywna energię. Doceniam także Twój dystans do Siebie i poczucie humoru. Ja też spokojnie mogę się od tego uzależnić. Tym bardziej, że zawsze trafia mi się dobre słowo od Ciebie i cała masa komplementów:).
Paryż był zimny i deszczowy, ale miło było poczuć choć przez chwilę atmosferę tego miasta. Zrobiłam trochę zdjęć w biegu i właśnie siedzę nad nimi, by jak najszybciej wrzucić parę na stronę wraz z króciutką relacją.
Pozdrawiam, SIWA
„Wesoły szary” to jest to! 🙂 Nie została Wam czasem, Agusia, ciemnoszara czapeczka w butiku? Brakuje mi teraz czegoś na głowę na cieplejsze dni… Głód energii udzielił się i mnie – wyciągnęłam z szuflady amarantowe rękawiczki. A twój płaszczyk jest bardzo prosty, a zarazem bardzo strojny – wielka, zgrabna marynara z atrakcyjnym, grubym, samodziałowym splotem. Dziecko miało rację, warto było! Miałam kiedyś podobny… buroszary 🙂 Twój fajniejszy. A Paryż, nawet deszczowy, super wyjdzie na zdjęciach, zobaczysz!
Witaj Aldonko,
Czapeczki w ciemnej wesołej szarości powinny się jeszcze znaleźć. Jeśli nie zmieni się pogoda, wpadaj. Rzutem na taśmę coś nabędziesz. Masz rację, że do płaszczyka lepiej pasowałoby określenie – marynara, bo tak właśnie na mnie wygląda. No cóż, muszę także przyznać, że już kilka razy posłuchałam rad mojej Córci i jeszcze mi się nie zdarzyło żałować. Dobry i szczery z niej doradca, bo nie tylko chwali, ale potrafi także bez oporów skrytykować nieudany look. Dobrze mieć czasem kogoś takiego ze sobą na zakupach… albo trafić na dobrego sprzedawcę, który chce nam pomóc kupić coś co nas super ubierze, a nie wcisnąć nam coś czego sam chce się pozbyć. O jedno i drugie równie trudno, ale się zdarza:).
Pozdrawiam Cię serdecznie,
SIWA
Taaak, kolory, wlasnie robilam sezonowe remanenty w szafie i poza pewna iloscia letnich jasnych rzeczy reszta jest jak to mawia moj maz w wesolym kolorze szarym, plus troche czerni, granatu i zimne beze. Jakos tak lubie. Ale kupilam sobie niedawno czerwone dlugie kaszmirowe rekawiczki, mam duzy czerwony sweter i pare topow w tym kolorze. Ale ja kocham szary, a poprzednia miloscia byl czekoladowy braz.
Witaj Ewo,
Mnie również bardzo się spodobało określenie „wesoły szary”. Jeszcze bardziej go rozweseli odrobina czerwieni, której nie powinno zabraknąć w żadnej szafie.Trzeba tylko uważać, by z nią nie przesadzić. Odpowiednio dawkowana doda energii nam i naszym stylizacjom. Jeśli chodzi o kolorystykę Twojej szafy, to jest to moja ulubiona. Może w odrobinę innej kolejności, bo raczej króluje czerń:).
Pozdrawiam serdecznie,
SIWA