JESTEŚCIE GOTOWE STARE ZMIENIĆ W NOWE?

W poprzednim wpisie zaproponowałam Wam przegląd szafy. To według mnie najlepszy i jedyny skuteczny sposób, aby nie dać się zaskoczyć nadchodzącej jesieni. Z racji małej szafy, a może nie do końca małej, ale wypełnionej po brzegi, jestem zmuszona robić to co sezon. Aktualnie swetry i wszystkie ciepłe okrycia wychodzą powoli z ukrycia, a letnie sukienki i garnitury lądują wysoko w szafie, u góry… Rozkładam tą operację strategicznie w czasie, bo trochę mam tego towaru do ogarnięcia 😉

W tym wpisie nie było żadnych złotych rad pt. „co powinno się znaleźć w Twojej szafie tej jesieni”. Otrzymałyście ode mnie tylko pomocnicze pytania, którymi kieruję się porządkując swoje zasoby… Wiem, że fajnie by było dostać jakiegoś „gotowca”. W internecie roi się od przepisów na szafy kapsułowe i gotowe zestawy, co z czym łączyć. Bez trudu można skompletować takie sprawdzone przepisy na stylizacje i nie ma w tym nic złego.

Mnie jednak bardziej kręci, gdy styl jest kreowany świadomie i dopasowany indywidualnie do osoby. Dlatego specjalnie nie pisałam Wam jakie są moje odpowiedzi na te pytania, aby niczego Wam nie sugerować. Wierzę, że jeśli uczciwie przebrnie się przez te wszystkie pytania, zrobienie porządku we własnej szafie staje się niemal formalnością, a na pewno przychodzi z o wiele wiekszą łatwością. Powtarzanie tego procesu co pół roku, uczyni z każdej z Was mistrzynię własnego stylu. Pytania pozostają zawsze te same, ale odpowiedzi już niekoniecznie.

Mamy w szafach bardzo dużo ubrań, z których nie korzystamy… Z różnych powodów. Często gubią się w bałaganie, czasem czekają na specjalne okazje albo po prostu okazują się być z kompletnie innej bajki niż nasz obecny styl…

Zdarza się również, że mamy fajny ciuch, ale przeszkadza nam w nim tylko jakiś drobiazg, np. długość rękawa… Takiej rzeczy można się oczywiście pozbyć z szafy. Odsprzedać na Vinted, oddać przyjaciółce lub potrzebującym, czyli innymi słowy puścić w drugi obieg. Taka postawa może przynieść ogromną satysfakcję. Jesteśmy eko i działamy w duchu slow fashion. Zbliżony efekt możemy również osiągnąć, wykorzystując potencjał starego, niedoskonałego ciucha, przerabiając go na nowy i znowu atrakcyjny.


Bardzo żałuję, że nie potrafię szyć na maszynie. Jako dziecko nauczyłam się kilku podstawowych czynności, ale jest to stanowczo za mało, by mówić o sprawnej obsłudze, a co dopiero o szyciu… Umiem za to doskonale przycinać, odcinać i dekonstruować ubrania. Moje przeróbki najczęściej oznaczają, że pod nożyczki trafiają rękawy… Albo mocno je skracam, albo całkowicie likwiduję. Dziś właśnie wybrałam ten drugi wariant 🙂

Ubrana w czerwień niemal od stop do głów, zawitałam w progi uroczego lokalu o szumnej nazwie „Pijana wiśnia”. Nie miałam żadnego kłopotu z ustawieniem sprzętu i pstrykaniem kolejnych fotek. Lokal na bank oblegany jest wieczorową porą, ale w samo południe nie było w nim nawet obsługi. Cały taras wokół był dla mnie. Stoliki i siedzenia mogłam zmieniać bez końca.

W dzisiejszej stylizacji, w roli odmłodzonej „staruszki” wystąpiła sukienka H&M, którą kupiłam w lutym 2019 roku. Zaprezentowałam ją po raz pierwszy w walentynkowym wpisie, łącząc z czernią i tymi samymi czerwonymi mokasynami ZARA.

We wrześniu 2024 roku, odważnie sięgnęłam po nożyczki i pozbawiłam sukienkę rękawów oraz zbędnej podszewki. Tym śmiałym i zdecydowanym cięciem stworzyłam bardzo długi, lekki, wirujący na wietrze top. W sam raz do lejących się spodni ZARA.

Gdyby którejś z Was spodobał się pomysł noszenia sukienki/długiego topu na spodnie, to polecam fason, który znalazłam na stronie H&M. Ta sukienka będzie wyglądała atrakcyjnie zarówno z rękawami, jak i bez. Skład materiału i cena również są atrakcyjne 😉

Wrzucam jeszcze króciutki filmik, abyście mogły zobaczyć, jak ładnie pasują do siebie te dwie zupełnie różne materie. Ciężki, lejący materiał spodni ze zwiewnym i przezroczystym topem tworzą naprawdę udany zestaw. Aż trudno uwierzyć, że to produkty różnych firm i na dokładkę z innych sezonów… Kolor – ton w ton.

Miało być dzisiaj o trendach i kolorach na jesień/zimę, ale potrzebuję troszkę więcej czasu na przygotowanie ciekawego materiału. Zmagam się z lekkim przeziębieniem. Głównie katarem, który nie pomaga mi w realizacji ambitnych, blogowych planów.

Mam nadzieję, że dzisiejszy wpis się Wam spodobał i pobudził Waszą kreatywność. Może mi się udało i spojrzałyście bardziej przychylnym okiem na kilka rzeczy wiszących smętnie w szafie. Mam na myśli szczególnie te, które od dłuższego czasu robią już tylko to 😁 .

Do następnego razu,
🍒 SIWA 🍒

P.S. Dajcie znać, czy udała Wam się kiedyś jakaś fantastyczna, własnoręczna przeróbka.
Wasze komentarze bedą wisienką na blogowym torciku.

Możesz także polubić

6 komentarzy

  1. Moja droga cherry, cherry Lady ;),
    i ja w 80’ latach byłam zapaloną, domorosłą krawcową. Wykroje przygotowywały mi koleżanki ze szkoły krawieckiej, materiał zdobywałam gdzie się dało i szyłam się z tego, co wpadło w ręce: materiał odbiciowy, zasłona, sztruks „wystany” w nocnej kolejce i zamszowy płaszcz mamy – przeobraził się w kurtkę Winnetou 🙂
    Kreatywne to były czasy i to chyba tyle z plusów tamtej epoki;) Teraz u mnie, jak i u Ciebie, większość rzeczy traci część siebie: nogawki zwykle skracam, kołnierzyki wycinam, a bluzy pozbywają się ściągacza.
    Nawiazując do wiśniowej bomby: też marzyło mi się odziać się od stóp do głów w czerwień, ale niestety- to wciąż jeszcze nie mój kolor. Może być fuksja- schładza moją karnację lub pomarańczka – ta dodaje jej cieplejszego tonu, ale czerwień – ratunku!
    Cóż, wisienki odleżą swoje na kupce tych z metkami: może na później, może dla kogoś, może przerobię?

    Do następnego…

    Pozdrawiam, ściskam

    1. Witaj Sabo,
      Żałuję, że nie wykorzystałam tego utworu do filmiku na FB… Przy następnej czerwonej stylizacji skorzystam z podpowiedzi.
      Tak, poprzednia epoka zmuszała do kreatywności, ale niewiele było materiałów i narzędzi do wprowadzania w życie projektów. Teraz w natłoku modowych możliwości kobiety raczej się gubią… rzadko myślą kreatywnie, najczęściej szukają gotowych rozwiązań.
      Wiem, że przerabiasz wiele rzeczy i podchodzisz bardzo kreatywnie do swojej garderoby. Świadomy dobór fasonów i kolorów jest podstawą kreowania swojego stylu. Ty nie masz z tym najmniejszego problemu.
      Wisienkę możesz przemycić w dodatkach albo w dolnych partiach, z dala od twarzy. Jeśli dobrze się czujesz w pomarańczach, to polecam wypróbować odcień pomidorowy czerwieni. W H&M taka nazwa oznacza kolor pomiędzy czerwienią a oranżem, ze wskazaniem na ten drugi 🙂
      Buziaczki,
      SIWA

  2. Och, świetny pomysł – bardzo prosty, bardzo efektowny. I dzięki za link do sukienki H&M 🙂 Bardzo lubię lyocell (nie wiem po co dodano do niego poliamidu). Rzeczywiście energią zarażasz zupełnie nie jesienną! Jako Cherry Girl, powinnam z niej skorzystać 😉 Super te miejsca na sesję wynajdujesz – czasem trafiam na któreś przypadkiem i uśmiecham się: „O, to tu Aga była!”. Przeróbki i poprawki to był mój żywioł przez długie lata PRL – teraz mam dwie miłe panie, które za parę groszy robią to za mnie, po drugiej stronie ulicy (polecam). Niestety głównie mi one poszerzają spodnie w pasie 😉 Ale czasem też coś zwężają. Kupuję ostatnio bardzo dużo rzeczy z drugiej ręki – a jeśli nowe, to tylko na Szczyglej!
    Zdrowia, Agusiu – chciałabym Cię tam przecież spotkać.
    Unikam teraz żywych i żwawych kolorów, są powody – szczęśliwie dysponuję spójną szafą pełną czerni, grafitów, szarości i „buraskow”. Ale „czerwone i czarne, połączenie marne?” – wiadomix, że nie u Ciebie! Ta czerwona powłóczystość bardzo fajna. U mnie „przecinka w szafie” teraz na rzecz 16-letniej brataniczki 🙂 Wszystko co „za młode”, z dużym dekoltem, dopasowane – dostanie prawdopodobnie ona. Fajnie, że jest taki ktoś, kogo to ucieszy.

    1. Witaj Aldonko,
      No tak, wisienka w nazwisku zobowiązuje 🙂 . Energia przydaje się zawsze i w każdej postaci. Cieszę się, że mogę nią zarażać inne kobiety. Wynajdywanie miejsc do sesji weszło mi już w krew. Czasem myślę, że ja ich wcale nie znajduję tylko one mnie.
      Chętnie wezmę od Ciebie namiar na panie od przeróbek. W końcu to moja dzielnia 😉 . Mam kilka pomysłów, ale do nich potrzebne są znacznie większe umiejętności niż nawet najlepsza na świecie dekonstrukcja… Fajnie, że dzielisz się zasobami szafy. Drugie i trzecie życie ubrań jest najwspanialszym przykładem, że moda potrafi być SLOW i mieć super FLOW w „nowej szafie”.
      Buziaczki,
      SIWA

  3. Agusiu, energia, energia bije z tego wpisu Czerwień ma moc. Od razu sięgnęłam po czerwone buciki na dziś do czarnej z kolei góry – super. Jeszcze się nie zabrałam do przekładki sezonowej, zbieram siły bo to jest nie lada przedsięwzięcie.. Osobiście nie przerabiam niczego bo talentu ku temu brak, ale zdarza mi się ciachnąć niepotrzebne mankiety w letnich lnianych koszulach, w warunkach letnich zupełnie niepotrzebne i to tyle. Twoja przeróbka świetna, pływa to pięknie i daje poczucie lekkości. Uściski dla Wisienki D.

    1. Witaj Dorotko,
      Energia zazwyczaj mnie rozpiera, ale nie jestem niestety bezbronna w obliczu grasujących wirusów. Troszkę mnie rozebrało… Już jest dużo lepiej. Niemniej jednak kompletnie nie miałam ani siły, ani weny żeby zająć się choćby odpisywaniem na komentarze. Twój patent z obcinaniem mankietów jest genialnie prosty i polecam go każdemu odkąd usłyszałam o nim właśnie od Ciebie. Wiele kobiet ma z nimi problem. Wiadomo, że większości przypadków nasze sylwetki wyglądają o wiele lżej w każdej stylizacji, gdy mamy odsłonięte nadgarstki. Ciesze się, że podzieliłaś się nim z Silverowiczkami.
      Buziaczki,
      SIWA