Wielokrotnie już deklarowałam swoją wielką miłość do czarnego koloru. Dla wielu osób jest on tylko symbolem żałoby ( stąd przewrotny tytuł wpisu) i nie wyobrażają sobie, żeby ubrać się w niego od stóp do głów bez jakiejś smutnej okazji. Tymczasem ja, w czarnym czuję się fantastycznie i śmiało mogę powiedzieć, że to mój szczęśliwy kolor.
Czy wyglądam smutno w czerni?
Mróz trzyma i każdy sięga po najcieplejsze rzeczy w szafie. Sama opcja ubierania na cebulę to już za mało. Musi być ciepła cebula, a może cebula na ciepło ;)? Ja, jak zawsze, gdy zrobi się naprawdę zimno, sięgnęłam po moją, cieplutką, puchową kurtkę RUNDHOLZ. Wystąpiła już raz, przy okazji wpisu Black&Red , choć wtedy była raczej nowoczesnym dodatkiem do stylizacji. Teraz jednak bezwzględnie stanowi najcieplejsze okrycie zimowe, które przy okazji dobrze się prezentuje.
Wysoki kołnierz, którym można osłonić się przed wiatrem, jest dodatkowym atutem kurtki. Na zdjęciach nie mam czapki ani szala, ale to wcale nie znaczy, że z nich zrezygnowałam. Bałam się tylko, że już w ogóle mnie nie będzie widać, gdy będę je miała na sobie.
Kurtki puchowe są teraz w modzie. Szczególnie te oversize i asymetryczne. Największe domy mody, jak choćby BALENCIAGA, mają w swoich kolekcjach puchówki, które według nich powinno się nosić opuszczone na ramionach.
We wnętrzu i na wybiegu czemu nie, ale na zewnątrz, przy takim mrozie… dziękuję bardzo! Tak na marginesie, myślałam, że wyglądam blado i mało zachęcająco na swoich zdjęciach, ale jak popatrzyłam na modelkę powyżej, muszę nieskromnie stwierdzić, że nie jest ze mną tak źle :). Ona chyba lekko chora, a może to tylko brak witamin i lekkie niedożywienie?
Ponieważ kurtka jest obszerna i ma szerokie rękawy, można pod nią „zapakować” wiele. Ja wybrałam tym razem super zestaw SARAH PACINI. Kardigan i kamizela, założone jedno na drugie, dają gwarancję ciepła, bo są zrobione z wełny, z niewielką domieszką poliamidu. W każdej chwili można z jednego zrezygnować, w razie gdyby zrobiło się za gorąco.
Ciekawym elementem kardigana, kamizeli zresztą też, jest błyszczący pas, który powstał prawdopodobnie w wyniku przeprasowania.
Ważny jest również ścieg, który sprawia, że swetry nie są nudne i mają fajną fakturę. Są także lekkie i bardzo elastyczne. Można zapinać je na milion sposobów, wykorzystując dołączoną agrafkę.
Kamizela jest chyba nawet fajniejsza od kardigana.
Daje naprawdę sporo możliwości. W pierwszej wersji założyłam ją tył na przód. Wygląda wtedy jak trapezowa sukienka z szerokim golfem. Tylko pęknięcie z tyłu sprawia, że muszę mieć coś pod spodem. Tutaj bazą jest długi, cienki golf RESERVED oraz spodnie rurki ANNETTE GÖRTZ.
A teraz wersja oryginalna, czyli otwarta z przodu.
Tutaj znowu wielkie pole do popisu dla naszej kreatywności. Można mocniej naciągąć ją na ramiona, golf odrzucić do tyłu jak kaptur albo wciągnąć go na głowę. Każda wersja mi się podoba. A Wam?
Zapomniałabym dodać. Klasyczne sztyblety, na grubej podeszwie, pochodzą z męskiej kolekcji VAGABOND.
Już biegnę robić kolejne stylizacje. Nikt mnie nie powstrzyma 😉
2 komentarze
Czerń to dla mnie synonim elegancji, zdecydowanie podzielam Twoją fascynację:)
Dziękuję Pati,
pozdrawiam, SIWA