ANOTHER DAY IN PAR(ad)IS(e)

Poranek drugiego dnia dudnił deszczem o parapety… Jak dobrze, że showroom IVANA GRUNDAHL’A znajdował się tuż obok hotelu. Przemknęłyśmy szybko dwie przecznice i nawet specjalnie nie zmokłyśmy.

Wejście od ulicy nie wygląda zbyt efektownie…

… ale podwórko jest urokliwe. Kiedy byłyśmy tu ostatnim razem, dziedziniec tonął w słońcu.

Na początek, zielona herbatka na rozgrzewkę, bo oprócz deszczu, atrakcją był jeszcze zimny wiatr.

W kolekcji IVANA GRUNDAHL’A na przyszłą zimę króluje czerń, ale znalazło się także miejsce dla pięknego antracytu i bursztynu. W showroomie jest jeszcze kilku innych projektantów, ale IVAN zdecydowanie wyglada najlepiej. Z jednej strony, bardzo się cieszymy, bo jest z czego wybierać, a z drugiej, martwimy, ponieważ nie możemy mieć wszystkiego. Czeka nas niezły ból głowy, jak dokonać perfekcyjnej selekcji…

Instynktownie, ubrałam się dzisiaj cała na czarno. Trudno o lepszy look w miejscu tak zdominowanym przez ten kolor.

Dobrze wiem, dlaczego tak dobrze się czuję w showroomie tego projektanta. Nie dosyć, że tonie w czerni, to jeszcze styl, który proponuje kobietom, jest mi bardzo bliski… Kobiecość w męskim wydaniu 🙂

Ciemne, deszczowe chmury na chwilę się zlitowały i pozwoliły nam bez parasola, przemknąć do Muzeum Pabla Picassa. Kiepska pogoda na tyle zniechęciła turystów, że nie trzeba było czekać w kolejce do wejścia. Muzeum przygotowuje się teraz do wielkiego wydarzenia, jakim będzie wystawienie obrazu GUERNICA i dlatego jedno z pięter jest zamknięte. Nie zmienia to faktu, że jest co oglądać i podziwiać

Po takiej dawce kultury, poszłyśmy na pyszny obiad, a potem do tzw. RER’a. Po drodze mijałyśmy całą masę super butików. Bardzo podoba mi się idea ulic tematycznych. Na jednej było zagłębie kosmetyczne, na drugiej „męski świat”, a najwięcej oczywiście jest sklepów dla kobiet. Moją uwagę najbardziej przyciągały te z czarnymi witrynami. Kompletnie nie mam pojęcia, dlaczego 😉

Cukiernia pełna słodkości dla ludzi, którzy są BEZ diety i BEZ wyrzutów sumienia, mogą pochłonąć całą górę BEZ i nie tylko 🙂

Kiedy dotarłyśmy na lotnisko, pogoda się zdecydowanie poprawiła. No cóż, niczym kapryśna nastolatka, zmieniała się cały dzień. Teraz to było bez znaczenia, bo czekał już nasz samolot i myślami byłyśmy w domu…

To były bardzo długie i intensywne dwa dni w Paryżu. Ze wszystkich kolekcji, które obejrzałyśmy tutaj, najbardziej podobał mi się IVAN GRUNDAHL. Przemyślana, spójna kolekcja, wspaniałe materiały, oryginalne fasony i kolorystyka, która zadowoli każdą fankę ponadczasowego stylu i elegancji. To w przyszłą zimę, a teraz czakam już na  wiosnę i jej świeży powiew w stylizacjach.
Mam nadzieję, że poczułyście atmosferę, jaka mi towarzyszyła podczas mojego pobytu w Paryżu i podglądałyście z przyjemnością nasze zmagania przy zamówieniach kolekcji.
Pozdrawiam Was serdecznie i do następnego razu,

SIWA

 

 

 

 

Możesz także polubić

8 komentarzy

  1. Stałam kiedyś w strasznym ogonie żeby wejść do tego muzeum… ależ to było, 100 lat temu… Pamiętam, że zaskoczyły mnie „Kobiety biegnące brzegiem morza”na ścianie – widziałam ten obraz na rozkładówce Paris Match czy ELLE, wydawał się monumentalny i nasycony kolorami. W oryginale ma format mniej więcej A4 i stonowane, przyszarzałe kolory, jak w Guernice 😉 I nigdy już później nie byłam w Paryżu. Szkoda. Miałam „wrócić za rok, uzbrojona w język” 😉 Coś chyba nie wyszło. Francuski jest dla mnie przetrudny – może kiedyś „wrócę do Włoch, uzbrojona w język” 😉

    1. Witaj Aldonko,
      Muzeum Picassa rzeczywiście godne jest polecenia. Mnie również zaskoczyły rozmiary niektórych jego obrazów. Nie wiem dlaczego, ale jak myślę wielki artysta, to od razu mam przed oczami duże obrazy… Te stereotypy 🙂 Z tej wizyty utkwiło mi w głowie jedno zdanie wypowiedziane przez Picassa :”Kiedy miałem siedem lat rysowałem jak Rafael, ale uczyłem się całe życie rysować jak dziecko…”. Jego „realistyczne” obrazy pokazują ogromny warsztat malarski, a jednak poszedł w zupełnie innym kierunku, kontrowersyjnym, innym, swoim… „Dziecinne obrazki” wydają się dziecinnie łatwe do skopiowania, ale wcale tak nie jest. Są niepowtarzalne, wyjątkowe i na zawsze będą się nam kojarzyć z Picassem. Francuski pięknie brzmi, mnie również zamarzyło się mówienie w tym języku, ale w tej chwili wydaje mi się to niemożliwe do zrealizowania, by rozpocząć naukę obcego języka. Podziwiam Twoje włoskie lekcje. Z pewnością przydadzą się na kolejnym wakacyjnym wyjeździe.
      Buziaki, SIWA

  2. Witaj świetnie zrelacjonowałaś swój wypad, ech żal ściska chciałoby się
    tam być i oglądać te fantastyczne ciuchy ,cóż pocieszam się od czego jest
    wyobraźnia , spacer po Paryżu to najlepsza rzecz by naładować swój wewnętrzny akumulator , wróciłaś z dużą dawką dobrej energii i domyślam
    się z wieloma pomysłami na fajne stylizacje więc pozostaje nam cierpliwie
    czekać ja wiem ,że będzie super pozdrawiam

    1. Witaj Jolu,
      Cieszę się, że dałaś się zabrać na mały spacer po Paryżu. Chyba wszyscy nie mogą się doczekać wiosennej aury i stylizacji. Ja nie mogę patrzeć na grube rzeczy. Tęsknie spoglądam na lekkie płaszczyki, żakiety i buty, które można nosić na gołe stopy. Jeszcze chwila… i rzeczywiście będzie super.
      Pozdrawiam, SIWA

  3. Moją uwagę zwróciła „apteczna witryna” i zabawny jak dla mnie napis, który przeczytałam w wolnym przekładzie „bimbaj Lola” 🙂 Jako że nie jestem światowa wcale, ale dociekliwa, stało się jasne co tam Cię ciągnie. Czytam: „BIMBA Y LOLA to jedna z najbardziej lubianych marek wśród madryckich fashionistek” Wiedziałaś? 😉 Swoją drogą francuskie boulangerie-patisserie też są niczego sobie, a jestem akurat w fazie wypieków, prób, planów i tęsknym wzrokiem pożeram takie obrazki. Buziaki

    1. Witaj Pati,
      Apteczna witryna, przyciągnęła mnie dokładnie tym samym 🙂 . Napis brzmiał tak wesoło i zachęcająco, że nie mogło być inaczej, tylko musiałam wejść do środka. Pełen trendy ciuchów, z pewnością może być ulubionym miejscem wszystkich fashionistek, nie tylko z Madrytu… Mnie urzekła duża, granatowa torba… Na szczęście mam w szafie już jedną i w ten sposób zaoszczędziłam kupę kasy, bo nie jest to najtańsza marka na rynku. Paryskie cukiernie są trudne do ominięcia. Parę razy nie udała nam się ta sztuka 🙂
      Buziaczki, SIWA

  4. Agusiu witaj z powrotem. Paryż piękny, Picasso mi się przyrafił ho ho. Też czekam na wiosnę i Twoje nowe wiosenne stylizacje. Buziaki D.

    1. Witaj Dorotko,
      Mnie też się przytrafił ten Picasso z zaskoczenia… Właśnie pracuję nad wpisem, który pachnie wiosną, trochę paryską i trochę warszawską… Niebawem wszystko się wyjaśni.
      Buziaki, SIWA